„Żaden eksporter nie może zagwarantować, że mika będzie wolna od dzieci”
Autor, Staffan Lindberg
Aftonbladet

ANTANANARYWA. Jego firma eksportuje pokruszoną mikę – do chińskich dostawców Tesli.
A biznes prosperuje znakomicie.
– W przypadku zmian klimatycznych wymagana jest mika. Miny nie wystarczą, mówi Rado Randrianatoandro.
Znajdujemy go w środku hałaśliwej, szybko rozwijającej się stolicy Madagaskaru, Antananarywa. Za drzwiami czekają worki z miką, zebrane z różnych części kraju w celu zapewnienia jakości.
Do wnętrza wdziera się hałas uliczny, z lekkim zapachem oleju napędowego.
Wchodzimy po schodach do biura.
Rado Randrianatoandro, dyrektor generalny Radoran, wskazuje ręką prosto w górę, aby pokazać gospodarkę.
– To dla nas dobre czasy. Wraz ze zmianą klimatu wymagana jest mika. Nasi klienci mówią o podwójnych potrzebach. Kopalnie to za mało.

Rado Randrianatoandro, dyrektor generalny Radoranu. Zdjęcie: Magnus Wennman
Aftonbladet przeanalizował drogę miki z kopalni na południowym Madagaskarze, gdzie dzieci są zmuszane do pracy, aby przeżyć.
– Zdarza się, że na dole mdlejemy, powiedział górnik Laha, 13 lat.
To jest pierwsze ogniwo w łańcuchu.
Minerał eksportowany przez Radoran trafia między innymi do dwóch dużych chińskich producentów wyrobów z miki, Glory Mica i Pamica. Dzięki eksportowi danych obie firmy mogły połączyć się z Teslą. Po pierwsze, Glory Mica dostarcza również produkty do Volvo Cars i BMW.
Eksporter wydobycia jest młody i elokwentny. I nieoczekiwanie otwarta na reprezentowanie firmy, której model biznesowy opiera się na pracy dzieci.
Od razu i dosadnie przyznaje się do mankamentów firmy, o których milczą klienci końcowi z branży motoryzacyjnej:
– Nikt nie jest dziś w stanie uniknąć pracy dzieci.
Nie można udzielać gwarancji dotyczących pracy dzieci
Własna firma Radoran jest częścią Inicjatywy Odpowiedzialnej Miki, międzynarodowej współpracy branżowej który stara się przeciwdziałać najgorszym nadużyciom.
Coś, co jednak nie oznacza żadnych gwarancji.
– Zakazaliśmy pracy dzieci we własnej kopalni i tam mamy kontrolę. Ale stanowi to tylko nieco mniej niż jedną trzecią całej naszej sprzedaży. I nie ma na nim żadnego oznaczenia.
Resztę miki dostarczają kupcy, którzy podróżują między wioskami bez umowy i kupują tam, gdzie jest tanio.
– Szczerze mówiąc, nie mamy pojęcia, jak tam wygląda. Pytamy kupujących, ale udzielane przez nich odpowiedzi są mało wiarygodne. A kontrola nie istnieje.

„Nie możemy odwiedzić wszystkich kopalń, jest ich tak wiele. A zagraniczni nabywcy nie płacą wystarczająco dużo”. Zdjęcie: Magnus Wennman
Nie można zapobiec pracy dzieci?
– Obecnie nie ma firmy, która mogłaby zapewnić jakiekolwiek gwarancje dotyczące pracy dzieci na Madagaskarze.
Dlaczego nie możesz?
– Nie jesteśmy w stanie odwiedzić wszystkich kopalń, jest ich tak dużo. A zagraniczni nabywcy nie płacą wystarczająco dużo (przyp. red. cena eksportowa wynosi około 3 SEK za kilogram). Przydałyby się szkoły i przedszkola, w których dzieci mogłyby przebywać, gdy rodzice pracują. Teraz tego brakuje.
Cały świat potrzebuje tego surowca. Dlaczego ceny są tak niskie?
– Chińczycy przysyłają tu ludzi, którzy od razu kupują. Utrzymuje ceny na niskim poziomie.
Podczas gdy chińskie firmy ignorują warunki pracy, Rado Randrianatoandro spotkał się z większym zainteresowaniem ze strony użytkowników końcowych, którymi często są zachodnie firmy samochodowe.
– Obawiają się pracy dzieci i chcą zmiany. Wiedzą jednak, że nie mogą naciskać zbyt mocno.
Dlaczego nie mogliby?
– Wtedy nie dostają wystarczającej ilości miki do swoich samochodów elektrycznych.

Większość kopalń nie ma licencji i na papierze jest nielegalna. Zdjęcie: Magnus Wennman
Firmy takie jak Volvo muszą naciskać na zmiany
Rado Randrianatoandro, który jest także wiceprezesem Stowarzyszenia Przedsiębiorców Górniczych Madagaskaru, twierdzi, że chce położenia kresu pracy dzieci, uważa jednak, że upłynie od pięciu do dziesięciu lat, zanim cały łańcuch zostanie opanowany i zostanie przyznana etykieta.
Jego zdaniem decydującą rolę w pracach odgrywają zachodnie firmy samochodowe, takie jak Tesla.
– Muszą stawiać jasne wymagania, a nie tylko kupować po najniższej cenie. To użytkownicy końcowi muszą naciskać na zmiany.
Nie możemy zagwarantować, że mika będzie wolna od dzieci
W innej części afrykańskiej metropolii spotykamy Valéry’ego Ramaherisona, eksperta ds. górnictwa w organizacji Transparency International.
Szacuje się, że około jedenastu tysięcy dzieci, czyli połowa siły roboczej, pracuje obecnie w kopalniach miki – mówi.
„Kupujący rządzą, ceny są wyjątkowo niskie, a jedynym sposobem, aby biedni zarobili więcej, jest cięższa praca lub posłanie do pracy własnych dzieci” – mówi.
Większość kopalń nie ma licencji i na papierze jest nielegalna. Ale policjanci i władze obserwują sytuację przez palce, a czasami sami są zaangażowani w ten handel.
Konsekwencją jest pozbawienie regionów kraju dochodów, które można byłoby przeznaczyć na budowę szkół i szpitali.

Valéry Ramaherison, ekspert ds. górnictwa w Transparency International. Zdjęcie: Magnus Wennman
Valéry Ramaherison uważa, że jeśli ma zniknąć praca dzieci, firmy samochodowe muszą kontrolować łańcuch mikowy w zupełnie inny sposób niż obecnie.
– Muszą mieć dokumenty i gwarancje. I oni sami muszą tam być. Obecnie żaden eksporter nie może zagwarantować, że mika będzie wolna od dzieci.
Oczekuje się, że transformacja ekologiczna znacznie zwiększy światowy popyt na mikę. Valéry Ramaherison obawia się konsekwencji dla Madagaskaru.
– Grunty orne zanikają, łowiska są niszczone, a ludzie są wykorzystywani. Czuję niepokój o przyszłość.